Ania Wyszkoni: Dzieci to sens życia
Zawodowo – wokalistka, kompozytorka, posiadaczka czterech Platynowych i trzech Złotych Płyt, artystka odnosząca ogromne sukcesy na polskim rynku muzycznym. Prywatnie – szczęśliwa mama dwójki dzieci, które jak mówi „nadają jej życiu sens”. Na temat macierzyństwa, ciąży i łączenia pracy artystycznej z rolą rodzica, rozmawiamy z Anią Wyszkoni.
Siostra Ania: Najpierw z zespołem Łzy, teraz sama odnosi Pani bardzo duże sukcesy na scenie muzycznej. Ponad dwa lata temu została Pani drugi raz mamą. Jak łączy Pani bardzo aktywną pracę artystyczną z wychowaniem dzieci w różnym wieku, z odmiennymi problemami i potrzebami?
Ania Wyszkoni: Zawsze godziłam to w dużej mierze dzięki mojej mamie, która pomagała mi w wychowaniu mojego, już prawie 13 letniego syna. Bez jej pomocy byłoby mi naprawdę ciężko. W tej chwili, przy dwójce dzieci opanowałam jeszcze inny system. Czasami trzeba kombinować (śmiech), ale mając dwie babcie do dyspozycji i opiekunkę naprawdę jest to możliwe. Co nie zmienia faktu, że rodzina jest dla mnie najważniejsza i to ona jest moim priorytetem. Dbam o to, by mieć czas dla siebie jako artystki i dla siebie jako mamy, a przede wszystkim – dla moich dzieci.
Między synem a córką jest 11 lat różnicy. Jak wyglądają ich relacje? Starszy brat jest bardziej opiekunem, obrońcą młodszej siostrzyczki, czy raczej ma swoje towarzystwo i woli siostrę tylko na „odległość”?
Raz jest super, raz trafiają się kłótnie. To chyba normalne u rodzeństwa. Tobiasz miał jedenaście lat, gdy urodziła się Pola, więc był bardziej samodzielny i był to dla mnie duży komfort, potrafił się sobą zająć, zrobić sobie śniadanie itp. Ja wtedy mogłam spokojnie zająć się Polą. Podziwiam mamy, które mają dzieci z taką małą różnicą wieku, gdzie jedno płacze, drugie krzyczy, a trzecie coś chce. To jest godne podziwu.
Czyli typowej dla pierwszego dziecka zazdrości o drugie udało się uniknąć?
Na początku Tobiasz miał taki problem, bo nie wiedział za bardzo jak z Polą się obchodzić, nie potrafił się z nią komunikować. Jednak później, gdy Pola trochę podrosła, zaczął się z nią coraz częściej bawić i te problemy zniknęły.
Pierwsze dziecko urodziła Pani mając nieco ponad 21 lat, drugie dekadę później. Czym różniła się pierwsza ciąża od drugiej? Były to podobne doświadczenia, czy całkiem odmienne?
Pierwsza ciąża była dla mnie o wiele trudniejsza niż druga. I myślę, że nie było to zależne od wieku. Chyba każda kobieta przechodzi ten czas różnie. Kiedy oczekiwałam na Tobiasza, od siódmego miesiąca musiałam leżeć w łóżku, więc nie obyło się bez problemów. W przypadku drugiej ciąży wszystko poszło bardzo gładko, koncertowałam do ósmego miesiąca i czułam się naprawdę fantastycznie. Podobnie było także z macierzyństwem w okresie niemowlęcym. Kiedy jest się dojrzalszym, przeżywa się je trochę inaczej. Przy Poli po pierwsze byłam starsza, a po drugie miałam już jakieś doświadczenie w tej kwestii. Mogłam się bardziej cieszyć z tego okresu, nie byłam już taka przewrażliwiona, nie chuchałam nadmiernie na dziecko, jak w przypadku syna (śmiech).
Czy doświadczenia z okresu niemowlęcego pierwszego dziecka, pozwoliły uniknąć błędów w wychowaniu drugiego?
Bardzo trudno jest mi to ocenić, bo ta różnica, ten czas jaki dzieli Tobiasza i Polę sprawił, że zapomniałam o wielu takich sytuacjach. Natomiast wszystko zależy od dziecka. Przy synu miałam mnóstwo nieprzespanych nocy, córka natomiast zaczęła przesypiać je całe, gdy skończyła dwa miesiące. Jest to kwestia raczej nieporównywalna. Myślę, że wiele rzeczy nie zależało ode mnie, a indywidualnie od dziecka.
Czy istnieje ktoś, kto jest dla Pani wzorem do naśladowania w byciu mamą/rodzicem?
Na pewno moi rodzice, którzy dali mi mnóstwo ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Sprawili, że mam świadomość, że zawsze mogę na nich liczyć. Niczego nigdy nie musiałam się obawiać. Wiedziałam, że zawsze staną po mojej stronie. I tak jest do tej pory. Przekazali mi wartości, które ja staram się przekazywać moim dzieciom, tj. miłość, rodzina, ale i spełnianie swoich pasji. Tego wszystkiego nauczyli mnie właśnie oni.
Pani życie artystyczne mocno wiąże się z życiem prywatnym ze względu na fakt, że Pani partner jest jednocześnie Pani managerem. Czy próbowali Państwo kiedyś oddzielić sprawy zawodowe od tych domowych? Czy w tej sytuacji jest to w ogóle możliwe?
Myślę, że nie (śmiech). Po pierwsze dlatego, że nasza praca jest naszą pasją. Więc to nie są rozmowy tylko o pracy, ale także o celach, dążeniach, o takiej naszej drugiej miłości. Po drugie nie da się zapomnieć o tym, co wydarzyło się przed chwilą na scenie, w podróży, przyjechać do domu i zająć się czymś zupełnie innym. Naturalnie się to zazębia, ale zdecydowanie bardziej pomaga, niż przeszkadza. Nie wyobrażam sobie życia z osobą, która nie dzieli mojej pasji. Podejrzewam, że byłoby mi bardzo ciężko, bo nie mogłabym się podzielić tym, co przeżywam na scenie. W tej kwestii prawdopodobnie byłabym zupełnie niezrozumiana. Choć jak u wszystkich, czasem rodzą się między nami konflikty, to funkcjonowanie w takiej „konfiguracji” jest dla mnie jedynym sposobem na życie.
Czy dzieci jeżdżą z Państwem na koncerty? Jeśli nie, kto z nimi zostaje?
Bardzo rzadko. Polę zabieraliśmy w pierwszym roku jej życia z wiadomych przyczyn, jeździła wówczas z nami opiekunka. Później zaprzestaliśmy, bo Pola była już starsza, podróże stały się dla niej bardzo męczące i stwierdziliśmy, że lepiej będzie, jeśli zostanie w domu pod opieką babci lub niani. Tobiasz nigdy nie chciał jeździć ze mną na koncerty, nawet kiedy były blisko i miał taką możliwość. Teraz coraz częściej przejawia zainteresowanie muzyką i tym, co robię. Mam wrażenie, że robi się dumny z tego, co się dzieje wokół jego mamy i bardziej świadomie to wszystko przeżywa. Kto wie, może za rok sam będzie chciał pojechać ze mną na jeden z koncertów. Na pewno nie będę moich dzieci zmuszać, aby mi towarzyszyły w podróżach i pracy.
Czy chciałaby Pani, aby dzieci poszły w Pani ślady zawodowe? Może któreś już wykazuje takie predyspozycje?
Zdolności muzyczne wykazują obydwoje. Nie wiem jednak, czy pójdą w moje ślady. Nie wiem, czy chciałabym, aby tak było. Najważniejsze dla mnie jest to, żeby moje dzieci były szczęśliwe. Jeśli one będą szczęśliwe, ja będę czerpała z tego największą radość. Jeśli pójdą w moje ślady, na pewno będę je wspierać, aczkolwiek to jest bardzo trudna praca i trzeba ją bardzo kochać, żeby ją wykonywać. Sądzę też, że jeśli wybiorą taką drogę, będzie to świadomy wybór. Przez wiele lat mają szansę obserwować, że wiąże się ona z częstymi wyjazdami, mniejszą ilością czasu dla siebie, z odpowiedzialnością za słowa, z występami, tremą. Wszystko to przeżywają razem ze mną, dlatego wierzę, że świadomie wybiorą swoją życiową ścieżkę.
Proszę dokończyć zdanie: „Dzieci dają mi…”
Sens życia.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz