Fotelik tyłem (RWF) – jak bezpiecznie przewozić dziecko i jakich błędów unikać? Cz. 2

Fotelik samochodowy jest po to, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo. I to właśnie ono – bezpieczeństwo – ma kluczowe znaczenie przy wyborze odpowiedniego produktu. O fotelikach RWF (czyli montowanych tyłem do kierunku jazdy), o tym, jak czytać testy fotelików, dlaczego nie sugerować się wyłącznie gwiazdkami oraz jakich błędów unikać podczas zakupów opowiada Marcin Węgrzynek z eksperckiego sklepu Tylem.pl.
Istnieje wiele mitów na temat fotelików RWF. Jakie najczęściej pojawiają się argumenty przeciwko przewożeniu dzieci tyłem do kierunku jazdy?
Po pierwsze – moje dziecko jest normalne, więc po co ma jeździć tyłem. Po drugie – czy czasem nie oszaleliśmy, przecież można kupić fotel przodem za 300 zł. Następnie pojawiają się argumenty, że dziecko nie będzie nic widziało, nie będzie miało gdzie ułożyć nóg, rodzic nie będzie widział dziecka. Kolejnym mitem jest wielkość fotelika i obawa, że się nie zmieści do samochodu. Równie często słyszymy od rodziców, że RWF bardzo trudno się montuje i potrzeba mnóstwo czasu na montaż. Jednym z zabawniejszych dla nas mitów jest twierdzenie że „dziecko nie będzie chciało jeździć tyłem, tylko chce już jak dorosły – przodem”. Proszę pamiętać, że mówimy o dzieciach 9–12-miesięcznych (takich, które wyrastają już z fotelika 0–10 kg lub 0–13 kg). Chętnie poznam dzieci w tym wieku, które już na tyle swobodnie komunikują się z rodzicami i przedstawiają im swój punkt widzenia oparty na doświadczeniach i porównaniu jazdy tyłem i przodem;) Kolejny nietrafiony argument to konieczność widzenia dziecka w trakcie jazdy, co dotyczy zazwyczaj sytuacji, gdy rodzic (najczęściej mama) jedzie sam.
Często słyszy się, że RWF to tylko moda, kolejna opcja dla kogoś, kto chce się wyróżnić. To nowinka, technologia, możliwość – jakkolwiek jazdę tyłem zdefiniujemy. Fakt jest taki, że o zaletach RWF wiemy już od wczesnych lat 60., czyli od ponad 50 lat, więc trudno tu mówić o modzie. To nie moda, to nie nowość, to nie chęć wyróżnienia się przez rodziców.
Jak obalić te wszystkie mity?
Pomyśleć. Zapewniam, dziecko siedzące tyłem do kierunku jazdy, będzie widziało dużo, nawet więcej niż przodem. Jeżeli mamy fotel zamontowany przodem, to wystarczy usiąść na poziomie dziecka, zniżyć się i zobaczyć, że ono nie widzi nawet szyby. Fotele przodem są po prostu niżej zawieszone. Fotele RWF są wyżej montowane i dziecko ma dostęp do tylnej i bocznej szyby, gdzie nic mu nie zasłania widoku.
Następnie, podczas kierowania nie musimy widzieć dziecka. Jeżeli coś się dzieje, to i tak musimy się zatrzymać i wyjść do dziecka. Kiedy zaczniemy się nim zajmować w trakcie jazdy, to stwarzamy zagrożenie dla siebie, dla dziecka oraz dla innych kierowców.
Następny argument – dziecku będzie niedobrze. Bzdura, my nie wiemy czy będzie mu dobrze, czy nie. Jeżeli dziecko ma chorobę lokomocyjną, to faktycznie w niektórych przypadkach jazda tyłem ją wzmaga. To jednak kompletnie inny temat i przypadek, w którym jazda samochodem w ogóle jest dużo trudniejsza.
Nie mieszczą się nóżki. Foteliki RWF w grupach 0–18 kg czy 9–25 kg maja kompletnie inną budowę niż pierwszy fotelik z kategorii 0–10 kg czy 0–13 kg. Rodzice patrzą na pierwszy fotelik i oceniają po jego cechach, przy czym zapominają, że kolejna kategoria ma kompletnie inny sposób montażu i budowę siedziska, a co za tym idzie – miejsce jakie zajmuje fotelik na kanapie. To kompletnie inne modele. Proszę zerknąć na zdjęcia dzieci w fotelikach RWF i zapomnieć o pierwszym foteliku. Dziecko może jeździć po turecku, z nogami umieszczonymi z boku albo rozłożonymi.
Dziecku będzie niewygodnie – nieprawda! Skąd rodzic wie, jeśli nie dokonał przymiarki i nie mógł zobaczyć i ocenić? 
W RWF jest funkcja pochylenia, czego nie ma w większości foteli montowanych przodem. Dodatkowo w niektórych modelach jest to całkiem spore wychylenie dostępne w trakcie jazdy. To zwiększa komfort dziecka.
Pamiętajmy jeszcze, że na bezpieczeństwo wpływa wiele czynników. Jest cała masa elementów, które narażają na niebezpieczeństwo, nawet jeżeli mamy świetnie dobrany fotelik.
Przykładowo?
W trakcie wypadku niezapięty pasażer staje się dla innych pociskiem. Tak samo jest, gdy coś leży na kanapie, np. torebka mamy. W czasie wypadku torebka zaczyna latać po całym samochodzie i może uderzyć dziecko albo innego pasażera. Jeżeli nie mamy z tyłu zagłówków, nie stawiamy na podszybiu książek, płyt, telefonu, zabawek – taki element w trakcie hamowania może wyrządzić wiele szkody poprzez uderzenie w pasażera czy dziecko. Innym zagrożeniem jest picie i jedzenie w trakcie jazdy. Jeżeli dziecko chce się napić, zatrzymajmy się, niech weźmie kilka łyków i odstawi kubek/butelkę. Nawet zwykła, plastikowa rurka od kubka może wyrządzić dziecku wiele krzywdy, jeżeli gwałtownie zahamujemy. Oczywiście wiele osób powie, że w dzieciństwie podróżowało popularnym maluchem baz fotelika i pasów i wszystko było ok. Tyle tylko, że mówimy o zmniejszaniu ryzyka, a nie o czasach minionych, gdzie wiedza i brak fotelików były zgoła inne od dzisiejszych możliwości. Jeżeli chcesz podróżować bezpiecznie – zmniejsz ryzyko w każdym możliwym aspekcie podróży. Wspominałem o tym w pierwszej części wywiadu.
A co jeśli ktoś uderzy w nasze auto z tyłu?
Ze statystyk wynika, że uderzenia tyłem to ok. 10-15% kolizji i są to najczęściej kolizje w miastach z mniejszymi prędkościami. Konstrukcja fotela RWF jest na to przygotowana. W fotelach tyłem znajduje się noga stabilizująca, która idzie od fotela do podłogi. Podczas uderzenia cała siła jest bezpośrednio przekazywana na konstrukcję fotela i samochodu. Według statystyk do wypadków częściej dochodzi w mieście, czyli przy mniejszych prędkościach. Jeżeli ktoś wjeżdża w nas z prędkością 150 km/h to nie ma znaczenia żaden fotelik. Foteliki są projektowane do wytrzymywania pewnych sił, do przyjęcia sił według kontrolowanej trasy (przebiegu po elementach konstrukcyjnych), ale do pewnych wartości. Jeżeli jedziemy 150 km/h to żaden fotel nic nam nie da. Nikt nie jest przygotowany na wypadek czy kolizję. Można powiedzieć, że lepiej się przygotować na najczarniejszy scenariusz (najczęściej występujący), czyli uderzenia czołowe. W obu przypadkach nasze dziecko będzie miało ochronę lepszą w foteliku RWF.
Mamy często też piszą, że ich dziecko nie chce jeździć tyłem.
A skąd wiemy, że nie chce?
Bo cały czas płacze.
Mamy często piszą, że dziecko płakało, było niespokojne, wyrywało się. To normalne – w łupince dziecko widzi tylko sufit. Trochę większe dziecko chce już siadać, rozglądać się, jest bardziej aktywne, a my je przypinamy i mu na to nie pozwalamy. Też bym się zdenerwował Pomijamy elementy takie jak senność, głód, ząbkowanie, pełną pieluchę, a skupiamy się na innych aspektach. Sam fakt, że kupiliśmy fotel przodem tego nie rozwiązuje. Oczywiście, dziecko przestanie wtedy płakać, bo ten fotel w porównaniu z łupinką to zupełnie inna konstrukcja. Dziecko siedzi w nim w innej pozycji. Łupinka jest unikalna, żaden inny fotel w żadnej następnej grupie nie ma takiego sposobu ułożenia dziecka w samochodzie. Gwarantuję, że bez względu na to, czy przesadzimy dziecko do fotela tyłem czy przodem, zmienimy pozycję siedzenia dziecka, co wpłynie na jego wygodę. Dziecko przestało płakać, bo zmieniliśmy jego pozycję, a nie kierunek jazdy. Oczywiście nie przestanie wyłącznie płakać w fotelikach RWF, lecz to nie powinien być argument za fotelikami przodem lub brakiem zainteresowania modelami tyłem. To niestety jest częste w rozmowach z rodzicami lub na forach internetowych. Miałam łupinkę – dziecko (starsze) było niespokojne, płaczliwe i nie chciało podróżować, a zapinanie w pasy to koszmar. Kupiliśmy model XYZ (przodem) i problem się skończył. Fakt. Tak samo będzie w foteliku tyłem, a dodatkowo jeszcze będzie to bezpieczniejsze dla malucha.
Czy można montować RWF na przednim siedzeniu?
Tak, jeśli zezwala na to instrukcja modelu, który posiadamy i jest wyłączona przednia poduszka powietrzna. Natomiast fotel nie zawsze będzie tam pasował, bo przedni fotel różni się budową od tylnej kanapy. Na przednim siedzeniu jest np. regulowany odcinek lędźwiowy, funkcja podgrzewania, masowania albo są inne elementy elektroniki, które mogą uniemożliwić montaż fotelika RWF (np. z ramą antyrotacyjną). Poza tym montowanie jakiegokolwiek fotelika na przednim siedzeniu jest najmniej bezpieczne i nie jest to dobry pomysł. W nowszych samochodach za dopłatą można zamówić isofix na przednim fotelu pasażera, w starszych wersjach musimy montować na pasy, a nie każdy fotel ma takie opcje (i na pasy, i na Isofix).
Kolejnym minusem montażu z przodu jest strata prawego lusterka – fotelik nam je kompletnie zasłoni, tak jak znaczą część prawej szyby. Foteliki RWF są wyższe od łupinek (0–10 kg, czy 0–13 kg), do których rodzice niesłusznie porównują foteliki RWF.
Warto się zastanowić, dlaczego rodzice chcą montować fotelik na przednim siedzeniu. To mit, że jak coś się dzieje albo gdy dziecko się zakrztusi (co świadczy o tym, że karmimy je podczas jazdy, czego nie można robić), to szybciej możemy zareagować. Najpierw musimy się zatrzymać, aby nie zabić siebie, a następnie pomóc dziecku. Bezpieczniej jest, gdy dziecko ma fotelik zamontowany na tylnej kanapie.
W jakim miejscu montować fotel?
Na pewno zawsze z tyłu, najlepiej na środku. Jeżeli wjedzie w nas tramwaj, wpadniemy na barierkę, na drzewo, czy mamy uderzenie boczne, gdzie przez drzwi dostanie się do środka jakiś element, to siedząc na środku mamy po lewej i po prawej stronie ok. pół metra przestrzeni. Ewentualnie można montować za fotelem pasażera.
Czy można dobrać RWF do małego auta?
Oczywiście, bez najmniejszego problemu. Wybieramy wtedy jednak nie te największe modele, bo pozostanie nam niewiele miejsca dla pasażerów. Do każdego auta da się dobrać RWF, nawet do Fiata Cinquecento, nie ujmując marce czy modelowi;). Rodzic musi tylko przyjechać, aby dopasować fotel. Przy małym samochodzie i wysokich pasażerach może się jednak pojawić kłopot, aby ktoś usiadł z przodu. Do rodziców należy decyzja, czy zgodzą się „stracić” jedno miejsce. Większość osób z tego rezygnuje, bo nie chce tracić miejsca w samochodzie.
Ile kosztują fotele RWF?
W cenie ok. 1000–1500 zł można znaleźć już foteliki z czołówki. Są one przetestowane i mają niezależny szwedzki Test Plus czy testy niemieckiego instytutu ADAC. Można znaleźć też dwa, trzy modele tyłem za 400–600 zł, ale to są bardzo proste konstrukcje bez testów. Istnieją foteliki w zakresie cen 700–100 zł mniej znanych firm, jednak wartych uwagi. Są również modele w okolicy 2000 zł. 
Które są najlepsze? Te dopasowane do dziecka, do samochodu i te, których funkcje są potrzebne rodzicom.
Rodzice często wychodzą z założenia, że po co wydawać aż tyle pieniędzy na fotel. To wcale nie jest tak duży wydatek, bo jeżeli przeliczymy wartość produktu przez okres użytkowania to wyjdzie nam, że są fotele, które kosztują 0,19 zł albo 1 zł dziennie. Zwróćmy uwagę, że są osoby, które potrafią wydać majątek na wózek i do tego wybrać najtańszy fotel, bo prawo nakazuje, że muszą go mieć.
Nie zawsze też musimy płacić całość ceny za fotelik. Fotele często można kupić w systemie ratalnym. To nie głupota, rozrzutność czy moda, tylko rozsądek.
Wspomniał Pan o testach foteli. A co z gwiazdkami? Nierzadko, kiedy coś kupujemy, sugerujemy się liczbą gwiazdek…
Popularna liczba gwiazdek odnosi się do testów niemieckiego instytutu ADAC. Jak najbardziej polecamy te testy, jednak to nie jedyna organizacja i ośrodek badawczy, który testuje foteliki dziecięce. Jeśli poznamy testy i to co „tesują” i badają, zrozumiemy cel badania i wyniki, to łatwiej będzie nam ocenić i porównać modele.
Jeśli jesteśmy przy gwiazdkach, to częsty błąd polega na tym, że nie wgłębiamy się w wyniki. Jeżeli fotel ma cztery gwiazdki, to za co je otrzymał? 
To ocena ogólna. Jest jeszcze ocena szczegółowa, która składa się z pięciu elementów, a te 4 gwiazdki to niejako „średnia”. Każdy z ocenianych elementów ma jednak inną wagę, np. bezpieczeństwo – 50%, montaż – 10% itd. Jeżeli mówimy o bezpieczeństwie, patrzmy na ocenę dotyczącą tej kategorii, a nie na ocenę ogólną. Bo może być tak, że fotel, który jest mniej bezpieczny, ale jest łatwiej montowalny i ma tapicerkę bez substancji chemicznych będzie oceniany wyżej. Trzeba też zwrócić uwagę na to, co jest celem testów. Jest bardzo dużo fotelików, które mają naklejkę „przetestowane” albo „wygrał w teście”. Najczęściej jest to test konsumencki, polegający na ocenie wizualnej produktu czy walorach niezwiązanych z testem wytrzymałościowym. Patrzmy tylko na bezpieczeństwo, a okaże się, że z oferty liczącej kilkadziesiąt fotelików zostanie nam tylko kilka.
Jak wspomniałem na początku, istnieją jeszcze inne testy i organizacje zajmujące się ich sprawdzaniem. Szwedzi posiadają test nakierowany na badanie fotelików tyłem – to Test Plus. Ten test bada bezpieczeństwo, jest bardzo restrykcyjny i jest uznawany za tzw. złoty standard. Żaden fotelik przodem nie zaliczył tego testu. Jest też bezpłatny, więc w zasadzie wszyscy producenci mogliby oddać swoje fotele do przetestowania. Niewiele jest jednak firm, które się na to decydują.
Jakie podstawowe błędy popełniają rodzice podczas wybierania fotela?
Kupują oczami, oceniając wygląd, i zbyt dużą wiarę pokładają w reklamę oraz polecenia znajomych. Nie dopasowują fotela. Kierują się odczuciami, sympatią do marki i budżetem. Brzmi to dziwnie, ale przychodzą rodzice i mówią – mamy 300 zł, poproszę o najbezpieczniejszy fotel. Nie ma czegoś takiego. Nie ma „najbezpieczniejszego fotelika”. Bezpieczny fotelik to dopasowany fotelik!
Rodzice mają narzucone, że muszą mieć fotel. Wielu, aby spełnić ten obowiązek, wybiera byle co. Najprostsze i najtańsze rozwiązanie. W dodatku zostaliśmy przyzwyczajeni do pewnego trybu wybierania pierwszego fotelika, a to niestety przekłada się na późniejsze zakupy. Gdy idziemy do sklepu, najpierw nie wybieramy fotelika, lecz wózek. A do wózka dostajemy dodatkowo jakiś fotelik – i tu ważne, aby „pasował” do wózka. To kompletnie nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem. To wygoda. Co z tego, że pasuje do wózka wraz z adapterami, jak nie pasuje do samochodu? Fotelik nie jest do wózka – jest do samochodu. Dlaczego tak wybieramy? Bo jest wygodniej, taniej, szybciej i nie trzeba zabierać gondoli do samochodu, bo mamy stelaż wózka, adaptery i fotelik pasuje.
Są też dwie błędne drogi. Producenci wciskają rodzicom albo siedem fotelików w cyklu życia dziecka, albo jeden fotel 0–36 kg. W rzeczywistości wystarczą dwa, trzy fotele: dobrze dopasowana łupinka 0–13 kg, potem fotel 9–18 kg albo 9–25 kg tyłem, a następnie 15–36 kg przodem. Takie fotele są w pełni bezpieczne, ale ważne, aby były dobrze dopasowane do dziecka i samochodu.
Rodzice często nie wiedzą jakie firmy produkują foteliki (znają te najbardziej popularne), jakie mają funkcje i cechy, jakie możliwości. W sumie się nie dziwię, nie muszą się znać. Przychodzą do sklepu, aby się dowiedzieć. Jednak z wiedzą przekazywana przez sklepy jest różnie. Polecam sklepy bardziej specjalistyczne. W pierwszej części wspominałem o kilku prostych pomysłach, jak przygotować się do zakupu fotelika.
A co jeżeli chcemy skorzystać z tego samego fotelika w przypadku drugiego dziecka albo chcemy kupić używany fotelik?
Możemy skorzystać z używanego fotelika, o ile wiemy, że nie brał on udziału w wypadku i mamy gwarancję, że jest w to w pełni sprawny produkt. W czasie kolizji pierwszym elementem, który ma się uszkodzić, jest fotelik. Taki fotel ma niewidoczne mikropęknięcia i uszkodzoną konstrukcję, bo wewnątrz mogła pęknąć jakąś płyta, śruby mogą być naruszone, niektóre elementy mogą wypaść z zawiasów. W niektórych krajach policja przecina pasy w fotelikach, żeby było wiadomo, że brał udział wypadku. To znak, że trzeba go wymienić, bo nie spełnia już swojej funkcji. Nawet jeżeli doszło do wypadku, a w aucie nie było dziecka, to fotel i tak się nie nadaje, bo przyjął już na siebie pewną siłę. Taki produkt przy następnej kolizji nie wytrzyma prostego uderzenia.
Poza tym ten fotelik jako produkt ma „datę przydatności do spożycia”. Dla łupinki to ok. 4–5 lat. Po tym czasie plastiki są już wątpliwej jakości i mogą nie wytrzymać takich obciążeń, na które zostały zaprojektowane. Produkt po prostu traci swoje możliwości i w trakcie wypadku jest nieprzydatny. Ja bym takiego fotela nie chciał dostać nawet za darmo, bo to po prostu niebezpieczne. To nie jest po to, aby od rodziców wyciągać pieniądze. Nie powinno się oddawać pierwszego fotelika dla trzeciego, czwartego i kolejnego dziecka w rodzinie. W takiej sytuacji to tylko produkt, który chroni przed mandatem, ale w trakcie wypadku nie chroni w ogóle, a nawet stanowi zagrożenie.
Co należałoby jeszcze zrobić, aby rosła świadomość na temat bezpiecznego przewożenia dzieci?
Edukować i pokazywać możliwości. Wiele możliwości to większy wybór dla rodziców. Rodzice muszą wiedzieć, że nie ma bezpiecznego fotelika – taki produkt nie istnieje. Bezpieczeństwo dziecka to kilka elementów. Dobry, przetestowany, przebadany fotelik/konstrukcja, dobrze dopasowany i zamontowany, dobrze zapięte dziecko w prawidłowej pozycji, brak elementów stanowiących dodatkowe zagrożenie wewnątrz samochodu, dodatkowe systemy w aucie poprawiające bezpieczeństwo. To całokształt działań, a nie jeden produkt. Nikt nie wie jak, gdzie i kiedy będzie miał kolizję lub wpadek. Jednak jeśli już do tego dojdzie – zminimalizujmy skutki.
Jeżeli coś kupujemy, trzeba poświęcić chwilę, aby poczytać, porównać, dopasować dowiedzieć się o produkcie. Trzeba być ciekawym, podpytywać. Jeżeli sprzedawca czegoś nie wie, to trzeba zmienić sprzedawcę. W końcu wybieramy produkt, który ma chronić.
Trzeba też informować, że są inne możliwości. Jeżeli rodzic będzie wiedział, że może wybrać A, B lub C to zacznie szukać i się czegoś dowie. Może też świadomie stwierdzić, że nie chce szukać. W dzisiejszym świecie mówi się tylko o A. Są fotele dobre, złe, bezpieczne, przodem, tyłem, bokiem, gondole do samochodu. Możliwości jest wiele. Rodzice mają wybór.
Innym, ciekawym elementem jest to, że rodzicom bardzo trudno jest się przełamać i pójść pod prąd. Bardzo często pytają nas, dlaczego mają wozić dziecko tyłem, skoro nikt tak nie jeździ. Trzeba złamać pewien stereotyp.
Jak wspominałem w pierwszej części artykułu, sklepy są od sprzedaży, a nie od edukowania. Duża część klientów oczekuje „sprzedaży”, lecz nie „doradzania”, bo wierzą, że sprzedawca albo „wciska” wybrane przez sklep produkty, albo mają wrażenie, że i tak wiedzą więcej od sprzedawcy po lekturze artykułów w Internecie. W większości mają rację.Chcemy, aby klient miał wybór, aby sam porównał, zobaczył i przetestował dowolny model. Proszę nam nie wierzyć, że ten model jest najlepszy w myśl żartu: „Jaki fotelik jest najfajniejszy? Czerwone są najszybsze, a zielone są w promocji”. Przyjdź, przymierz, porównaj, zobacz i dopiero dokonaj wyboru. To cecha świadomego wyboru bezpiecznego produktu, a to wymaga trochę więcej niż przeczytanie kilku artykułów i kliknięcia w sklepie „kupuję”. Tu chodzi o bezpieczeństwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Świat i edukacja dziecka , Blogger