Kobieta urodziła na podłodze szpitalnego korytarza (zdjęcia) – niesamowita historia
Ta kobieta urodziła dziecko dosłownie na szpitalnej podłodze. Jej syn postanowił wyjść w najmniej oczekiwanym momencie, co udało się uchwycić fotografce Tammy Karin z Little Leapling Photography.
Historia tej mamy jest naprawdę niesamowita. Po kilku dniach skurczów, które jednak nie „rozkręcały” akcji porodowej, kobieta martwiła się, że lekarze będą wywoływać poród. Mały Max postanowił jednak, że wyjdzie sam, w odpowiednim czasie.
Jes czuła, że akcja porodowa nabrała niespodziewanie szybkiego tempa, ale nie była przygotowana na poród w domu. Jej mąż natychmiast „zapakował” ją do samochodu, żeby jechać do szpitala. W drodze zadzwonił do fotografki, z którą byli umówieni już wcześniej na sesję porodową.
– Kiedy byliśmy dosłownie skrzyżowanie od szpitala, zaczęłam krzyczeć, że dziecko wychodzi – wspomina Jes. – Travis włączył klakson i pędem wjechał na miejsce dla karetek. Na początku nie było nikogo, kto mógłby nam pomóc. Tammy, nasza fotografka pojawiła się tuż za nami, żeby być świadkiem tej dramatycznej sytuacji. Pobiegła do recepcjonistki powiedzieć, że dziecko faktycznie JUŻ wychodzi, ale chyba nie zrozumiała, że ono faktycznie jest już prawie na świecie. – opowiada Jes.
– Moje następne słowa brzmiały: O Boże, on wychodzi! Szybko zaczęłam zdejmować spodnie, bo czułam, że moje ciało wypycha główkę dziecka. Sięgnęłam w dół i poczułam główkę na mojej dłoni. Spojrzałam na męża i powiedziałam: Travis, łap go! Mąż bez wahania przejął dziecko i wtedy poczułam, jak moje ciało zaczyna wypychać całe maleństwo. – relacjonuje mama Maxa.
Wszystko to miało miejsce na podłodze korytarza ostrego dyżuru, gdzie Tammy zaczęła gorączkowo dzwonić do pielęgniarek, jednocześnie uruchamiając aparat. Obrazy, które złapała, pokazują prawdziwy dramat sytuacji. Pielęgniarki przybywają w samą porę, aby przejąć dziecko na środku szpitalnego korytarza.
– To był najbardziej szalony poród, jaki miałam, ale jednocześnie najdoskonalszy. Nie odbył się tak, jak planowałam, ale na szczęście skończyło się bez interwencji, ze zdrowym dzieckiem i niesamowitym wsparciem ludzi po naszej stronie. To było piękne doświadczenie, które będę wspominać z wielkim wzruszeniem. – podsumowuje mama pięciu dziewczynek i małego Maxa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz